Penelop otwarła oczy. Ku jej zdziwieniu, leżała na bardzo zielonej trawie nieopodal lasu. Rozglądają się uważnie, powoli wstała. Czuła ciepło za sobą i myślała, iż to wschodzące słońce. Spojrzała przez ramię i zobaczyła czarne, lekko płonące skrzydła aniele. Po kilku chwilach zrozumiała, że jest w swojej prawdziwej postaci. Usłyszała jakby śpiew ptaków i popatrzyła w górę. Było to coś co Lisica w życiu nie widziała. Jedno z tych dziwnych istot usiadło koło niej. Stwór miał głowę sępa, tułów jaszczurki i duże skrzydła nietoperza. Gdy tylko dziewczyna się lekko ruszyła, dziwaczne stworzenie ukazało swoje kocie zęby i błyskawicznie wzbiło się w powietrze. "Co to mogło być?"- pomyślała. Rudowłosa ruszyła przed siebie. Mijała drzewa, które bujały się w rytm wiatru. Przed nią od czasu do czasu przebiegało stado dzikich koni z porożami łosia lub przepełzały węże z przednimi kończynami.
Po godzinnym marszu w palącym słońcu, usiadła pod starym, wielkim dębem. Spocona i zmęczona delektowała się letnim wiaterkiem. Spojrzała w bok i szybko wstała na równe nogi. Przyglądała się jej z zaciekawieniem, czarna wiewiórka z nienaturalnie długim ogonem. Zwierzątko owinęło swój metrowy ogon wokół Penelop i wskoczyła na nią. Zaciekawiona chodziła po jej głowie i gmerała w jej włosach. Nastolatka znieruchomiała. Nie wiedziała co robić. Wiewiórka zeskoczyła z niej i wesoło znikła między gałęzie drzewa. W oddali dostrzegła czarną postać o ludzkich kształtach, która się jej przyglądała. Dziewczyna chciała się przyjrzeć czy to człowiek czy jakieś kolejne dziwne stworzenie, ale postać znikła. " Coś jest nie tak. Gdzie ja w ogóle jestem?"- te myśli męczyły głowę Lisicy. Gdy jej mózg analizował co się stało, usłyszała ryk. Między drzewami dostrzegła spłoszone dzikie konie z porożami. Weszła na pierwsze lepsze drzewo, by nie być stratowaną. Źrebak w popłochu oddzielił się od grupy i wpadł na dużego, brunatnego niedźwiedzia. Drugi większy, czarny niedźwiedź podbiegł do martwego konika i staną na dwóch łapach demonstrując swoją wielkość i długie zęby. Mniejszy uciekł, wiedząc że przegra. "Biedaczysko"- powiedziała szeptem sama do siebie. Penelop cichutko zeszła z drzewa i pobiegła tak cicho jak tylko mogła w stronę dźwięku rzeki. Potykając się i zahaczając skrzydłami o drzewa, dotarła na miejsce. Spostrzegła tą samą czarną postać. Nieznajomy był kościotrupem, odziany w czarną jak noc szatę. Biło od niego chłodem.
- Witaj. - przywitał się, a jego głos był przeszywający.
- Czy... czy ja Cię znam? - spytała niepewnym głosem nastolatka.
- Dałem Ci dar lotosu, a ty się pytasz czy mnie znasz? Jestem Śmiercią.
- Przez Ciebie mam tą klątwę?! - w ogóle nie dotarło do niej że rozmawia z panem podziemia.
- Klątwę? - spytał zły kościotrup - Mniejsza o to jak ty to tam nazywasz. Jak wiesz lotosy śmierci są posłuszne Śmierci czyli mi. Mam dla ciebie zadanie. Dostarcz mi kamień dusz.
-Kamień dusz? Lotos śmierci? Posłuszeństwo? O co chodzi ja się pytam! - krzyknęła zmieszana Lisica.
Kościotrup wyciągnął dłoń, a raczej kości dłoni. Nastolatka chciała się odsunąć, lecz Śmierć była szybsza. Dotknął ją w przedramię i dziewczyna poczuła przeszywający chłód i ból. Postać znikła, a w miejscu dotknięcia był kruk, który stał na czaszce. Wszytko jakby znikło i stała w mroku. Zamknęła oczy i po chwili leżała na podłodze koło łóżka w swoim pokoju.
Wstała zmieszana. "To tylko sen, ale czemu mnie boli przedramię?"- powiedział głos w jej głowie. Spojrzała na rękę i ujrzała kruka na czaszce. Chciała to zetrzeć, ale było to niewykonywalne. Wstała z bolącym przedramieniem i poszła wziąć prysznic z nadzieją na zmycie znaku. Po odświeżeniu skóry poszła do szafy. "Tatuaż, tak to będę tłumaczyć"- pomyślała. Był deszczowy weekend. Kopiąc w ubraniach wybrała luźną bluzkę na długi rękaw, by ukryć "tatuaż" i dżinsy. Poszła do kuchni z nadzieją na naleśniki, ale zobaczyła tylko karteczkę. podniosła ją i przeczytała sama do siebie "Jestem w pracy, a później jadę na pogrzeb mojej kuzynki w Poznaniu. Wrócę późno. Mam nadzieje, iż jak wrócę dom będzie jeszcze stał."
- Super! Głowa głowa mnie boli, mam znak i na dodatek jestem głodna. Po prostu pełnia szczęścia!
Podeszła do lodówki i wyciągnęła sałatkę warzywną. Zjadła szybko, bo chciała porozmawiać z Karoliną. Umyła talerz i wzięła telefon. Wysłała sms-a o treści "WCMW?". Skrót znaczy " Wolna Chata Może Wpadniesz?". Popatrzyła na zegarek. "Jest dziesiąta dziewiętnaście. Kara chyba już nie śpi"- pomyślała. Po około 30 minutach w domu rozległ się dzwonek. Lisica otwarła drzwi i przed nią stała blondwłosa, mokra od deszczu przyjaciółka.
- Jak śmiesz mnie budzić tak wcześnie rano?! - powiedziała Kara z lekkim, zaspanym uśmiechem.
- Rzeczywiście jest taaak wcześnie. Wchodź bo jeszcze się przeziębisz. - zaśmiała się Penelop.
Karolina weszła do ciepłego domu, ściągnęła kurtkę i buty. Poszła za rudą do salonu i usiadła na kanapie.
- To o co chodzi? - mokra dziewczyna.
- Chcę z tobą porozmawiać o moim śnie.
- I tyle? Po to się wlokłam w deszczu i wyglądam jak bym wyszła dopiero spod prysznica?!
- Zobacz. - Lisica podciągnęła rękaw ukazując kruka na czaszce. - Mam to przez ten sen.
- Ok... to porozmawiajmy o tym śnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz