3 kwietnia 2016

Rozdział 17

     Majestatyczna samica okropnie się wyróżniała na tle toczonego chorobą krajobrazu.
     Czarna ziemia. Gdzieniegdzie powalone, spopielone drzewa. Te, których korzenie były mocne, korony pokryły się kolcami. Nagie, leżące szkielety, a nieopodal nich leżące, rozkładające się ciało. Smród przyprawiał o mdłości - gnijące ciała, palone drewno i ciężki zapach metalu. Choć była kropelka duszących kwiatowych perfum. Bezchmurna noc, a na niej okropnie zgrzytająca masa. Mechaniczne kruki, których głos brzmiał jak ocieranie sztućców o siebie. Z każdej ich szczeliny buchał ognień. Przez koła zębate można by rzec, że to po prostu roboty, ale nie. To nie są roboty. To żywe istoty dotknięte klątwą.
     Ptak zahaczał bardzo długimi piórami o czarne drzewa bez liści. Na kolcach widniały czerwone plamy, najczęściej w  towarzystwie metrowych, przy nasadzie niebieskich a przy końcach fioletowych lotek oraz sterówek. Gwiazdy nie świeciły wesoło, lecz dawały bardzo delikatne światło, a w powietrzu latały białe drobinki. Leciały tak lekko. Zdawać by się mogło, że te drobinki to łzy ronione przez ciała niebieskie. Błękitne upierzenie ptaka już nie było tej barwy. Wszystkie pióra zaczęły się pokrywać białymi i czarnymi drobinkami. Bezwładnie uderzyła w ziemie, ponieważ zahaczyła nogą o potężną, nagą kość. Haczykowaty dziób o barwie złotej, wbił się w gnijące mięso. Wzrokiem bez wyrazu przejrzała szybko teren. Żadnego zagrożenia. Z trudem oddychając, otrzepała pióra i wzbiła się. Horda żyjących maszyn błyskawicznie rzuciła się w pogoń. Dźwięki jakie wydawały przy locie i kraczeniu zdezorientowały barwną władczynie przestworzy. Po raz drugi runęła w ziemię. 


~~~



     Nagle uderzyła go mocna woń kwiatów i dziwne wyładowanie magiczne. Za dobrze znał ten zapach i uczucie. Wśród ognia dostrzegł kobietę z dziwną koroną. Zachodziła na nos imitując ptasi dziób. Niebieski kamień na środku delikatnie świecił, a na bokach miała wtopione białe i fioletowo-niebieskie pióra. Również z tyłu korony miała pióra tylko, że w kolorze indygo.  Z każdym ruchem głowy z nieokreślonego miejsca pióra wylatywały z korony i po chwili zmieniały się w drobniutki, błękitny niczym kórz, pył. Ubrana była w białą suknię bez ramiączek do ziemi, lekko rozkloszowaną na dole. Do tego był czarny gorset.  Po części spięte z przodu  liliowe włosy kobiety kontrastowały z intensywnie szafirowymi oczami. Ostre rysy twarzy i mocno zarysowane kości policzkowe dawały jej wygląd poważny i złowrogi. Miała pełne usta o różanej barwie.
     Za każdym jej krokiem, ogień zdawał się ustępować. Błękitny kamień na symbolu władzy intensywnie zaświecił i wszystko nagle zgasło. Jedynym źródłem światła były malutkie, żółto-pomarańczowe błędne ogniki. Wyglądała jak zadbana róża pośród dawno zapomnianego ogrodu. Spojrzała na niego bez wyrazu. Wskazała go otwartą dłonią (nie palcem, tylko miała rękę jak się np. coś chwyta). Zza jej pleców wyłonił się ogromny, mechaniczny tygrys. Z jego oczu i szczelin między metalem buchał ogień. Kot rzucił się na niego, lecz on błyskawicznie odskoczył, bo  - ku jemu zdziwieniu - nie mógł używać mocy. Kobieta ruchem ręki zatrzymała maszynę. Kotowaty krążył wokół mężczyzny, który leżał niczym poddany błagający o litość i gotów całować stopy władcy. 
     - Kim jesteś? - spytała kobieta z drwiną. Wiedziała kim on jest. Cisza. Cisza, którą zakłócał dźwięk ognia i ocieranie metalu , gdy "mały, słodki kiciuś" usiadł po prawej stronie maga. - Wiesz co jest w mojej koronie, prawda? Oh! Ty doskonale wiesz. Jeden z pięciu. Opowiadasz całkiem niezłe bajeczki! No naprawdę... Żeby powiedzieć na nie "kamień dusz"? I ona uwierzyła? - roześmiała się obnażając delikatnie zęby. Jej wzrok powędrował po skosie w górę. - Określenie "kamień dusz" nawet pasuje - powiedziała po chwili. 
     Zza jej pleców pojawiło się drugie stworzenie, ale inne od tygrysa. Ono było z czarnej gęstej mgły. Można by powiedzieć, że prawie zmaterializowanej. Na jego grzbiecie płonął czarny ognień, a w oczach buchało... właściwie to nic. Jakby nie miał tęczówek, czy źrenic tylko samo śnieżnobiałe białko. Wzrok - o ile można tak powiedzieć - miało martwe, a zarazem wściekłe. Usiadł po lewej stronie mężczyzny. Obnażył zęby tygrysowi, który siedział na przeciw niego. Kot również nie był dłuży zademonstrowania szczęk. Ale była mała różnica. Z gardła kotowatego buchał ognień. Kobieta szybkim ruchem przywróciła do porządku zwierzęta. 
     - Wilk i tygrys? Nie lepiej dwa wilki? W końcu są stadne - zdziwił się pozbawiony magi czarownik. Szafirowe oczy wpatrywały się w niego z wyraźną dezaprobatą. 
     - Nie - powiedziała spokojnie. - To proste. Tygrys jest samotnikiem, który jest potężny, ale dokładnie planuje każdy następny ruch, by dopaść swój cel. Natomiast wilk musi mieć sprzymierzeńców, aby cel osiągnąć. Tylko w wilczych watach eliminuję się słabszych podczas wędrówki "wyrzucając' ich na początek stada. Sprawdzają czy nie ma niebezpieczeństw. I tak cały czas, aż alfa nie dotrze do  tego co postawili za cel. Ponadto wilki są lojalne i...
     - Mam rozumieć, że utożsamiasz się ze swoimi pupilkami? - przerwał jej. Wyraźnie było widać wściekłość u kobiety. Nie przywykła do przerywania jej zdania. Korona przybrała czarną barwę, i dziura na oczy zdawała się zwężać. Wygląd miała naprawdę groźny, zwłaszcza, imitacja dzioba zaczęła nie być haczykowata, tylko ostra i odstająca od jej prostego nosa.  Po chwili się uspokoiła, a symbol władzy powrócił do pierwotnej formy.

     - Owszem. Przez wiele, wiele lat myślałeś, że mnie nie ma, a ja planowałam. Jak tygrys. Miałam sprzymierzeńców, którzy powoli byli eliminowani, by wytropić kamienie.  W końcu cel uświęca środki. Zostałam ja - alfa - i pięciu generałów - najsilniejszych członków stada.  I są lojalni mi, a ja mojemu ojcu. Zginął z twojej ręki, podczas szukania części duszy  Vahiy. Zamierzam go pomścić. Ale to później. Będąc przy tym temacie. Gdzie ona jest? - spytała, a każde słowo ociekało słodko-kwaśną trucizną. 
     - Nie wi... ghaaaa! - zwymiotował krwią. Miał całą zakrwawioną brodę i kawałek kamiennej podłogi przed sobą. 
     - Powiesz albo będzie gorzej - powiedziała wściekle, choć można było wyczuć drwinę. Kamień w koronie zmienił barwę na krwistoczerwoną. - Zacznijmy jeszcze raz: Gdzie ona jest? 
     - P... po co c...ci ona? - wystękał. Czuł się upokorzony. Jak tak można osobie, którą się kiedyś kochało? Kolejna fala krwistych wymiocin. Czuł się wyczerpany. Wiedział, że dawna znajoma jest na tyle okrutna, że zmusi go do wyjawienia tej wiedzy. 
     - Nie udawaj idioty. Doskonale wiesz. Trudno tego nie wyczuć. Masz ostatnią szansę. Tym razem będzie  krwiściej i boleśniej - powiedziała z wyraźnym uśmiechem. Nie miała poukładane w głowie. Czyżby zakrwawiona komnata, a na środku leżące ciało ojca wyryło w jej psychice aż taką dziurę? 
     - Naprawdę nie wi... Koridam!  Jest w Koridam! - wykrzyczał pół głosem, gdy poczuł przeraźliwy ból w każdej tętnicy. 
     - Jak chcesz to potrafisz - powiedziała usatysfakcjonowana. - Jak się ona tam dostała? Zresztą nie ważne. Seavor! - wilk wstał i potruchtał w stronę wyjścia. - Mogłeś tak od razu... Wiesz, że nie lubię, gdy jest brudno? - lekko jej prawy kącik ust się podniósł. W oka mgnieniu krew w podłogi zaczęła się unosić i powoli  wpływać do ust i nosa mężczyzny. Nie miał innego wyjścia - musiał połykać. Co do ostatniej kropki wypił wszystko. 
     - Priscillo... 
     Nie dokończył. Nagle rozgrzana do czerwoności stalowa nitka zaczęła zszywać mu usta. Krzyczał z bólu, aż nitka nie zszyła do końca. Potem był tylko stłumiony krzyk, łzy w oczach i wściekły, a zarazem smutny wzrok. 
     - Mam co chciałam. Nie musisz się już odzywać - powiedziała bez żadnego uczucia.


      

  ***


     - Nie wiem od czego zacząć. Em...

     - Albo nie! Pokażesz mi go jutro. Jeszcze mam rozpoczęcie w szkole muzycznej. Pa!
     - Pa - odpowiedziała z obrażeniem Karolina.
     - Oj daj spokój Miętko moja! 
     - Dalej nie wiem dlaczego kolor moich włosów ci się kojarzy z  miętą! - rozłączyła ze śmiechem. 
     Po skończeniu rozmowy,  Penelop podeszła do lustra i poprawiła włosy spięte w luźny kucyk. Spojrzała na zegarek, wepchnęła telefon w tylną kieszeń spodni i z entuzjazmem, dość szybkim krokiem ruszyła w stronę "Dzielnicy leśnej". 
     Dzielnica zawdzięczała swoją nazwę ulicom dość interesująco nazwanym: Lipowa, Brzozowa, Dębowa, Klonowa, Wierzbowa, Wiśniowa i Sosnowa. Nazwanie tak gęsto rozsianych drzewnych dróg pasuje idealnie według brunetki i Miętki. W drodze do celu miała wrażenie, że  wie o jakiego chłopaka chodziło przyjaciółce, ale to przecież nie realne. W 90% mają wspólnych znajomych. 
     "Szkoła muzyczna im. Sebastiana Bacha" widniał napis na tabliczce przy drzwiach. Budynek nie przypominał jakoś najnowszej architektury, wręcz przeciwnie. Drewniane, ciemnobrązowe okna. Z tyłu odchodził tynk, a dziura po nim przypominała Włochy, zdaniem niebieskookiej. Miejsce nauki miała dwa piętra, a parter w graffiti niespełnionych artystów. Drzwi wejściowe były masywne z ciemnego drewna z klamką w kolorze srebra. W miejscu chwytania jej, widać było przebłyski braku farby znikającej wraz z rękoma uczących się muzyków.
     Z westchnieniem weszła do środka. Uderzył ją specyficzny zapach. Jakby ziemi zmieszanej z zapachem piwnicy pełnej ziemniaków. Oswajając się z myślą, że to jej ostatni rok tutaj, ruszyła na samą górę. Zmęczona tułaczką wkroczyła do sali i oparła się o ścianę, gdyż sala była mała co za tym szło mało miejsca na krzesełka. Lewa stopa ją bolała, bo... no cóż, kaleka boska, potknęła się na ostatnim stopniu i jej coś "przeskoczyło". Po paru minutach uczniów przywitała pan Gallo. 
     Rodowity Włoch, więc również mówił po polsku z włoskim akcentem. Tak na oko pięćdziesięcioletni mężczyzna z miłym wyrazem twarzy. Na haczykowatym nosie miał okulary z grubą, czarną oprawą.  Ciemny garnitur z beżowym krawatem, posiadał białą plamkę na ramieniu. "Czyżby ptak panu się ekhem?" - pomyślała gdy to tylko dostrzegła. Nie lubiła tego wrednego starego cepa. Zrobił jej wykład, gdy miała ciut za długie i pomalowane paznokcie  "gdyż to uwłacza tak pięknemu instrumentowi jakim jest gitara". Nie znosiła go, ale co mogła zrobić? Została jego uczennicą i  nie miała na to wpływu.
     Po rozpoczęciu roku szkolnego, ruszyła do domu zahaczając o lodziarnie. Trzy gałki osłodziły jej widok tego złośliwego dziada. Najpierw zlizana truskawka, która nałożyła jej na oczy różowe okulary, potem czekolada sprawiająca świat słodkim, a następnie śmietana rozjaśniająca jej myśli. Na końcu przesiąknięty erupcją "magicznych" smaków wafelek, który zniwelował wszystkie efekty uboczne lodów. Wróciwszy do domu spojrzała w lustro i się krzywo zaśmiała. Zlizała z kącików ust czekoladę. "Że też szłam tam przez pół miasta!" - zaśmiała się w myślach. Idąc do swojego nowego pokoju zauważyła mamę drzemiącą na kanapie z pilotem w ręku. 
     Otworzyła drewniane drzwi z napisem na różowej tabliczce "Here live the queen!". Stopnień w dół i zamknęła wrota do swojego królestwa. Kilka schodów niżej i oto ono.
     Mały pokój z zielonymi ścianami. Podłużne okno przy suficie było na wysokości ziemi. Miała naturalną zasłonkę - trawę. Na wprost schodów  było łóżko na metrowym podwyższeniu, do którego prowadziły drewniane schody. Nad łóżkiem plakat z zespołem "Thousand foot krutch". Z lewej strony jasne biurko z laptopem i porozrzucane ołówki. Jedna ściana zajęta. Lewa od wejścia miała na sobie tapetę z lasem i okna. Była tam komoda w podobnym odcieniu do biurka i zawieszone lustro, gdzie był poprzyklejane karteczki z hasłami do kont i zdjęcia z butki fotograficznej  z Karoliną.  W rogu stała gitara z wsuniętymi między struny utworami. Przy prawej ścianie stała  niska półka, w której miała różne duperele typu słuchawki czy jakieś książki. Na "zbiorowisku wszystkiego i niczego" stała dużo klatka z szynszylą. Obok z prawej strony domeczku zwierzaka stała wysoka półka z książkami. Żyrandol był prawie pod sufitem i było to przyczepione  jedno poroże młodego jelenia, a pomiędzy rogami włożone żarówki. Był to dość oryginalny kinkiet o ile można to tak nazwać. Ciemne panele przykrywał okrągły, zielony, puchaty dywan na środku pokoju. Teraz jej były pokój na piętrze to graciarnia, a nie piwnica czyli jej nowe królestwo. Tuż obok schodów na górę, miała ciasną (ale własną!) szaro-białą łazienkę.Na wprost  przyrznic narożny, z lewej"tron" jak na królową przystało i umywalka, a na niej kosmetyczka i szczotka. Stojąc przed umywalką blokuje się przejście w drzwiach, ale no cóż. Jakby nie patrzeć tylko ona z tej łazienki korzysta. 
     Sięgnęła po książkę z półki, położyła się na łóżku i zaczęła czytać. Szybko jej czas minął z lekturą. Odłożyła ją na biurko, wzięła piżamę z komody i poszła się umyć. Letnia woda muskała jej skórę dając przyjemne odczucie. Rześka skoczyła łóżko. Przejrzała wszystkie newsy w telefonie przez ładny okres czasu. Spojrzała na godzinę: pierwsza w nocy. Jak poparzona odłożyła telefon i poszła spać, chciała jakoś wypaść przed "Ciachem" według Miętki.






______________________________________________________________



Uwielbiam Thousand foot krutch ;)
Nie będę pisać przepraszam i wgl, bo wiem że to nic nie da ;_; Mam nadzieję, że długie czekanie (CHOLERNIE DŁUGIE ;-;) nie zawiodło Was  i dalej ktokolwiek jest ;___; Ewentualne błędy poprawię jutro gdyż nie mam już sił :x

9 komentarzy:

  1. Warto było czekać, choć czuję nie dosyt. "Here live the queen" pozdro z podłogi XD Chyba nie trzeba będzie czekać kolejnych 6 miesięcy na rozdział? Życzę weny i czasu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, aby tyle czekać nie trzeba było ;)

      Usuń
  2. Leniwa niedziela, nie ma co robić. Przejrzę wszystkie czytane blogi. BUM! Rozdział na lotosie! Mordka mi się uśmiechnęła tym bardziej, że musiałam cały blog od początku czytać :D Widać z każdym rozdziałem, że rozwijasz się pisarsko: tutaj bardzo ładnie opisane (choć mogło być lepiej) a w pierwszym rozdziale wszystko tak surowo i szybko. Motyw z Priscillą z niczym mi się kojarzy! Brawo, wymyśliłaś coś o czym nie wiedziałam! Zapewne długo szukałaś obrazka. Mięta - oooo, urocze przezwisko. Mam podejrzenia kto to ten ciacho, ale ciiii. Jeszcze poczekam. Życzę weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS: Bardzo ładnie blog wygląda, ale w wersji mobilnej daje do życzenia . Napis "dreams are granted" to jakieś nawiązanie do dalszej części fabuły? ;p

      Usuń
    2. Sama musiałam przeczytać ostatnie rozdziały, by sobie przypomnieć co chciałam pisać. Też czytając pierwsze rozdziały zauważyłam, że teraz się bardziej rozpisuje. Obrazka rzeczywiście się naszukałam, ale zmieniłam trochę wygląd Priscilly, aby pasowała (zmiany nie były zbyt drastyczne ;) ) "Dreams are granted" może, może, kto wie <3

      Usuń
  3. Nieźle ;) Czekam na kolejny, życzę weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie jest się wyluzować z kubkiem czekolady po stresującym dniu (/^,~)/ Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że wszyscy możemy już to zrobić i pogodzić się z śmiercią tego bloga. Chwała Featsil za stworzenie tego dzieła a przekleństwo jej lenistwu za przerwanie pięknej historii i porzucenie bloga. [*]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tu zajrzałam ze zwykłego nie wiem czego. Mam pobudki chęci pisania, ale po prostu wszystkie poprzednie pomysły wydają mi się z perspektywy czasu nudne i bezsensu. Aktualnie nie wiem jak to kontynuować, co się ma dziać, jak to się ma zakończyć. Ale uwierz mi, że "chcę, ale nie wiem jak". [*]

      Usuń