- Hej! Spokojnie. Przysyła mnie władca. Mówił coś co tym, że wczoraj rozmawialiście i dzisiaj masz wstać o 7 rano czy jakoś tak.
Penelop wstała z łóżka i wykręciła włosy z wody.
- Jesteś... o matko, ale ta woda zimna! Mniejsza, jesteś Karou, tak? - spytała brunetka, ociekająca wodą.
- Zgadza się. Wczoraj na mnie wpadłaś i zdaje się, że pomyliłaś schody. - Karou powstrzymywała się od śmiechu na widok mokrej i zdenerwowanej nastolatki.
- Moja pamięć nie jest najlepsza to fakt. Dlaczego oblałaś mnie wodą? - zapytała zbulwersowana.
- Miałam cię obudzić, ale pomyślałam, że woda postawi cię od razu na równe nogi.
- Aha... dzięki. - powiedziała lisica, która patrzyła na niebieskowłąsą spod byka.
- Ubieraj się. Poczekam za drzwiami, no chyba że chcesz błądzić po pałacu. - uśmiechnęła szarooka.
Starsza dziewczyna wyszła za drzwi zostawiając Penelop samą. Brunetka przez kilka chwil stała jak wryta, analizując całą tą sytuacje. W końcu poszła na drugi koniec pokoju, by ubrać się w skórzany zestaw. Założenie tego stroju było jeszcze bardziej trudniejsze, ponieważ założyć coś skórzanego na mokrą skórę sprawiało trudności. Przy zakładaniu górnej części garderoby, straciła równowagę i wywróciła się na lodowatą, kamienną podłogę. Spodnie i buty założyła z trudem i niechęcią, siedząc na posadzce. Wstała, ułożyła gęste, grube i długie do połowy pleców włosy w artystyczny nieład. O dziwno woda wyschła dość szybko, więc ułożenie włosów nie było problemem.
Po ogarnięciu się, poszła pościelić jeszcze mokre łózko. Otwarła drzwi i poszła za szarooką. Tym razem poszły lewymi schodami. Przeszły przez drzwi i znalazły się w wieży, gdzie wczoraj miała miejsce ciekawa sytuacja między Penelop, a Vantosem. Lisicy wyszły lekkie rumieńce, gdy przypomniała sobie całe to zajście. Obydwie dziewczyny kierowały się w stronę drzwi obrośniętych bluszczem. Karou stanęła przed drzwiami i obróciła się na pięcie w stronę brunetki.
- Jak skończysz lekcje, przejedziemy się nad wodospad, zgoda? - spytała.
- Eee... no okej. Dzięki za szybki prysznic. - zaśmiała się lisica.
Niebieskowłosa poszła do biblioteki, a Penelop przeszła przez masywne, obrośnięte bluszczem drzwi. Było dość chłodno. Pierwsze co zauważyła to różowe niebo od wschód słońca nad górami. Nie dostrzegła Pana podziemia przy fontannie, więc poszła zwiedzać błonie. Droga była kręta, przy której do pewnego momentu płyną strumyk. Czasem zauważała na drzewach dziwne wiewiórki, a jedną z nich widziała w swojej pierwszej wizycie na "ziemi". Droga, którą wybrała prowadziła do wielkiego, starego dębu z bardzo zieloną i rozłożystą koroną. Chciała podejść bliżej, by się przyjrzeć, ale usłyszała głos zza pleców.
- Widzę, że Karou skutecznie cie obudziła. - głos należał oczywiście do Vantosa. Mówił spokojnie, ale z poranną chrypa, która dodawała mu powagi. Penelop odwróciła się na pięcie.
- Taaak... lodowatą wodą. Po prostu świetna pobudka. Dlaczego nie mogła być bardziej no nie wiem... spokojniejsza?!
- A obudziłabyś się od razu? - zaśmiał się Mroczny żniwiarz.
- Może. Dalej ćwiczymy ten czar eee... yyy...
- Wskrzeszenia cienia? Oczywiście. Rób to co wczoraj.
Lisica niechętnie zamknęła oczy, ponieważ chciała patrzeć na Vantosa. Z trudem skupiła się na cieniu, a nie na wczorajszym zajściu w wieży, ale jakoś tego dokonała. Powoli formował się chomik, tyle że bez koloru sierści. Po kilku minutach starań, gryzoń nabierał powoli kolorów.
- Dobrze. Spróbuj teraz go zmaterializować, by nic przez niego nie przechodziło.
Vantos stał obok niej i wyszeptał te słowo do jej ucha. Penelop zrobiło się ciepło w brzuchy, gdy usłyszała jego szept prosto do jej ucha. Teraz jej myśli spoczęły tylko i wyłącznie na Panu podziemia, otwarła oczy i zobaczyła przez ułamek sekundy swojego gryzowania. Przez to, że było jej zimno, spokojny i ciepły oddech Vantosa sprawił jej przyjemność. Szybko odwróciła twarz w jego stronę, a ich twarze było od siebie około 15 cm. Patrzyła się w jego ciemnobrązowe oczy, on w jej zielone.
- Dlaczego się rozproszyłaś? - spytał spokojnie.
- Eee... ja ten no eee... wystraszyłeś mnie. - chciała jakoś skłamać, ale zapomniała, że on potrafi rozpoznać kłamstwo.
- Kłamiesz. - stwierdził - Powiedz prawdę, ponieważ nie znoszę osób fałszywych.
- Po prostu jest mi zimno, w końcu mam w połowie odsłoniętą górną część ciała, a twój oddech jest ciepły i... i trudno to opisać.
Mroczny żniwiarz popatrzył na nią podnosząc jedną brew.
- Więc przenieśmy się do środka.
Odsunął się od lisicy i poszedł ścieżką prowadzącą do pałacu. Nastolatka dotrzymywała mu kroku, myśląc o jak najszybszym rozgrzaniu ciała. Otworzył drzwi i przepuścił nastolatkę pierwszą, a na to wyszły jej delikatne rumieńce. Wszedł za nią i skierował się w stronę biblioteki.
- Dlaczego idziemy tam? - spytała z ciekawością.
- Tam jest cicho i będziesz mogła się skupić. Proste, prawda?
Weszli do biblioteki i lisicy ukazało się duże pomieszczenie z tysiącami książek, ksiąg i pergaminów. Na ścianach były zaczarowane obrazy np.: morze gdzie fale się ruszały albo tropikalny las gdzie co jakiś czas przelatywały ptaki. "Łaaał" - pomyślała. Ventos stanął przy stolikach, obrócił się w stronę dziewczyny, a jego twarz mówiła coś w stylu " I jak?". Dziewczyna stanęła przed nim i zamknęła oczy. Stworzenie chomika zajmowało jej już mniej czasu, ale zmaterializowanie go było dla niej trudne. Minęło około 2 minut zanim gryzoń zaczął się ruszać.
- Brawo. Zmaterializowałaś go. Teraz go usuń.
Lisica otwarła oczy i ku jej zdziwieniu po podłodze chodził mały, biały w brązowe ciapki chomik.
- A jak? - spytała się z zaciekawieniem.
- Tak samo jak go stworzyłaś, tylko że chcesz by go tu nie było.
Ta czynność trwała pół minuty. Gryzoń znikł. W tym momencie weszła Karou.
- Nie przeszkadzam?
- Nie właśnie skończyliśmy. - Mroczny żniwiarz odpowiedział krótko.
- Dobrze wiedzieć. Penelop po lekcjach miałyśmy się przejechać czekam w stajni. - niebieskowłosa wyszła tak szybko jak szybko weszła.
- Miłej jazdy. - zwrócił się do nastolatki.
- Dziękuje. Jeśli mogę spytać, dlaczego wczoraj w wieży, nie ściągnąłeś ręce z moich bioder?
- Gdybym zdjął odwróciłabyś wzrok, mam rację?
- Tak - odpowiedziała zawstydzona i wyszła. Drogę do stajni pamiętała, więc trafiła tam szybko. Gdy weszła przez drzwi dostrzegła dwa osiodłane, masywne, białe konie.
- Jesteś! Umiesz chociaż jeździć konno? - spytała się szarooka zza konia.
- Tak umiem. To gdzie jedziemy?
- Nad wodospad.
Dziewczęta wsiadł na konie i pokłusowały nad wodospad. Nie wyglądało to daleko z wieży, ale jak droga trwała godzinę i do tego pod górę.
Gdy zajechały na miejsce, lisica nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wodospad był wysoki i szeroki. Rzeka do której spadał była rwąca, ale dość płytka około 1 m. Drzewa wkoło miały bardzo zielone liście i igły. Akurat było południe, więc woda mieniła się jak brokat. Po drugiej stronie rzeki dostrzegła stado saren, które pasło się na łące. Widok był jak z bajki i do tego siedziała na masywnym, zadbanym, śnieżnobiałym koniu, a wiatr rozwiewał jej czarne włosy z ognistoczerownymi końcówkami.
- Pięknie, prawda?
- Baaardzoooo!
Dziewczęta zeszły z koni i poszły nad brzeg rzeki. Widok obejmował pałac i bujną, naprawdę bujny puszczę, która rozlegała się do pasma górskiego. Dziewczyny siedziały na polanie jakoś 2-3 godziny, rozmawiając o bardzo różnych tematach, oglądając widoki i obserwując stado saren.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz