1 grudnia 2014

Rozdział 11

Wykrztusiłam w końcu rozdział! :D Mam nadzieję, że się spodoba :) Co prawda nie jest jakoś masakrycznie długi, no ale dobre i tyle :) Nie zapomnijcie o drugim blogu :* Aaaaa i jeszcze jedno mianowicie, w dniach 3-4.12.2014 mam wycieczkę, więc może uderzy mnie fala tsunami niosąca ze sobą inspirację :)


***


     - Złaź na dół!
     Zdenerwowany głos w głowie Penelop, wyrwał ją ze swojego małego świata. Niechętnie otwarła oczy i wróciła do surowej rzeczywistości. Szybko  doszła do wniosku, że Ignis nie jest w nastroju do przekomarzania się. Szybko i zwinnie zeszła z korony drzewa na glebę, którą niedawno całował chłodny deszcz. Zmieniacz był wyraźnie poddenerwowany. Świadczyły o tym ślepia, które bezustannie zmieniały swój obiekt obserwowania. W końcu padło na dziewczynę, a ta wykorzystała chwilę. 
     - Stało się coś? 
     Gdy do lisa dotarło pytanie, spuścił wzrok. Po chwili odpowiedział chłodno krótkie "Nic". Nastolatka jako dziewczyna wiedziała, że "Nic" znaczy coś poważniejszego. Nie zadała kolejnego pytanie, które cisnęło się na usta. Krótkie "Nic" to tak naprawdę "Nie chcę o tym rozmawiać", więc jaki był sens pytania skoro odpowiedź będzie taka sama? Ignis nagle ni z gruszki, ni z pietruszki zaczął węszyć. Po minucie, może dwóch uniósł głowię i poszedł w stronę łuku stworzonego z drzew. Brunetka odprowadzała wzrokiem towarzysza z analizowaniem co się mogło stać. 
     - Idziesz?
     Ignis stanął, ale się nie odwrócił. Dziewczyna wyrwana z myśli, ruszyła w stronę lisa. Drapieżnik ciągle się rozglądał. Kilka razy potknął się przez nieuwagę, ale nie zawracał sobie tym zbytnio głowy. Psowaty niespodziewanie stanął, a dziewczyna mało co by się o niego nie potknęła. 
     - Wdrap się na drzewo - to nie brzmiało jak prośba, a raczej rozkaz. 
     - Ale...
     - Nie ma ale! 
     Dziewczyna z oburzeniem wdrapała się na drzewo. Ukryta w cieniu gałęzi oraz liści, obserwowała towarzysza. Kilkanaście sekund później, masywny ryś minął ją zaledwie o pół metra. Brunetka bała się nawet oddychać w obecności dzikiego kota. Zwinnie i cicho zszedł z masywnego drzewa i stanął przed psowatym. Dziewczyna zaczerpnęła powietrza i z zaciekawianiem przyglądała się sytuacji. 
    Kotowaty zaprezentował swoje długie, czerwone od świeżej krwi zęby. Uszy zmieniacza były skierowane na rysia, a oczy w niego utkwione. Kot zaczął krążyć wokół lisa, a ten obracał się pyskiem do cielska mięsożercy. Co jakiś czas nieuchwytne zwierze odbijało się od drzewa i rzucało się na Ignisa. Penelop za każdym razem miała serce w gardle, ale wiedziała, że jakakolwiek oznaka obecności zaprowadzi ją na pożegnanie się ze światem żywych. Wyglądało jakby ów drapieżcy przeprowadzali rozmowę. Lisica z trudnością skupiła się i "wplątała" w rozmowę. Nie odzywała się, ale słyszała wszystko. Lis stojąc prosto do Penelop popatrzył na nią. Dziewczynie nie potrzeba było wiele czasu na zrozumienie, że on już wie o wtargnięciu do rozmowy.
     - Pytam się ostatni raz! - nie był to głos Ignisa, ponieważ Ignis jest samcem. Wychodzi na to, że ten ryś jest samicą. 
     - Pytaj, pytaj. Kto pyta nie błądzi - lis odpowiedział drwiąco. 
     - Gdzie jest Kalisa?! - wściekła samica rysia, rzuciła się na psowatego, a ten błyskawicznie odskoczył w bok. 
     - Podobno to było ostanie pytanie... 
     - Nie zmieniaj tematu! - dziki kot zaatakował ponownie i ponownie lis uniknął kłów. 
     - Ja tylko uciekłem w dniu napadu. To ty byłaś jej zmieniaczem, nie ja.
     - Ale ja byłam na łańcuchu, a ty blisko niej. W obliczu niebezpieczeństwa skuliłeś ogon i uciekłeś, zostawiając ją na łaskę wrogów. 
     - Po co miałem ją chronić, ceną własnego życia, skoro ona prędzej czy później by zginęła. A co ci da zemsta? Moja śmierć nie przywróci jej życia. 
     - O... ona nie żyje!? - w oczach kotowatego zaiskrzył ogień.
     - Nie wiedziałaś? Ach, no tak zakryli ci oczy, pech. A tak swoją drogą przestań tak krążyć, bo niedobrze mi... 
     - Zabiję cię, ze szczególnym okrucieństwem! 
     Samica rysia rzuciła się na lisa nie patrząc przed czym stoi. Zmieniacz zgrabnie odskoczył, a kocica uderzyła w głaz, tracąc przytomność. 
     - Złaź i ulatniamy się stąd - spojrzał na Penelop ukrytą w liściach. 
     Dziewczyna z delikatnym lękiem zeszła i poszła za lisem, który szedł dalej w tym samym kierunku, jeszcze przed spotkaniem dzikiego kota. Szli bez słowa. 
     Zapadł zmierzch i związku z tym, nastolatce było coraz chłodniej. W półmroku dostrzegła masywny dąb, obrośnięty fioletowym mchem. Gdzieniegdzie był widoczne jakieś runy, które były jej obce. Lis uradowany zamerdał lekko ogonem i zaczął naciskać ów runy. Oczywiście w odpowiedniej kolejności. Runy zaświeciły złotym kolorem, a drzewo podniosło najbardziej potężny korzeń. 
     - Gotowe! 
     Lis potruchtał szybciutko do schodów, które skrywał korzeń. Dziewczyna zmieszana, zeszła schodami za Ignisem. Na samym ich końcu znajdowało się lustro. Podeszła do zwierciadła, ale nie zobaczyła siebie, lecz panoramę jakiegoś miejsca. Chciała dotknąć lustra, ale ręki jej znikła. Coś nasunęło jej myśl, by wejść w zwierciadło. Jak pomyślała, tak zrobiła. W ułamku sekundy, znalazła się na szczycie górskim, a obok niej stał towarzysz, który delektował się zimnym wiatrem. 
     Widok ze szczytu był piękny. W oddali widać było rwący potok górski, w towarzystwie pokaźnego miasta. Ów miejscowość obrastał las, co prawda nie tak gęsty jak puszcza, przez którą przedzierała się jakiś czas temu. Szczyt na którym znajdował się portal, należał do rozległego pasma górskiego. Przeteleportowała się akurat o zachodzie słońca. Niebo miało kolor krwi, a promienie ślicznie nadawały czerwony odcień potoku przepływającego przez miasto. Trawa na szczycie miała odcień złota o słońca. Na tą panoramę, Penelop mogła by patrzeć w nieskończoność. 
     - Pięknie prawda? 
     - Przepięknie - dziewczyna wesoło poprawiła lisa. 
     - To teraz do córki królowej... 
     - Do kogo? - spytała ze zdziwieniem.
     - Słyszałaś... Rozpalimy tu ognisko i wyruszymy o świcie. 
     - Skąd weźmiesz ogień? 
     Ignis wziął kilka leżących nieopodal gałęzi, ułożył jak do ogniska. Jego puszysty, rudy ogon zapłonął na końcu. Przyłożył to patyków, a kiedy się zapaliły zgasił ogień tak szybko jak go zapalił.  
     - Jeszcze coś? - spytał śmiejąc się. 
     Lisica z uśmiechem położyła się na trawie blisko ogniska, a przy niej towarzysz. Zasnęła dość szybko, ale psowatemu minęło więcej czasu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz