ŚWIETNIE się przy tym pisze c: <- LINK JAKBY KTOŚ NIEOGARNIAŁ
***
Na mokrej podłodze widoczna była zaschnięta krew, a w powietrzu unosiła się woń martwych ciał. To miejsce było przesiąknięte bólem i strachem. O dziwo nie było strażników, więc nastolatka i Półsmok mogły odetchnąć z ulgą. Parter przypominał lochy. Za kratami byli pokaleczeni i chudzi więźniowie. Prawdopodobnie dostawali minimalna ilość jedzenia potrzebną do życia. Penelop z zaciekawieniem i przerażeniem spoglądała w każdą celę. Spostrzegła mężczyznę w średnim wieku, który miał 3/5 ciała zdeformowane od ognia, młodą blondynkę pozbawiona paznokci w okrutny sposób, starego Elfa z połamanymi nogami oraz pozbawionego prawego ucha. Po tych trzech osobach poczuła dziwny lęk i obrzydzenie. Do jej uszu dochodziły jęki bólu, szlochy i tego typu rzeczy. Z coraz mniejszą ochotą spoglądała do cel, aby odnaleźć Ignisa. Jej uwagę przykul tak na oko dwudziestoparoletni mężczyzna.
Nie pasował tutaj. Nie podsiadał śladów tortur, nie miał widocznych kości od wychudzenia, wręcz przeciwnie - zarysy mięśni. Jedyne wystające kości były na jego policzkach i dodawały mu powagi. Patrzył na nią uważnie z kamienną miną swoimi ciemnobrązowymi, wręcz czarnymi oczami. Siedział na zimnej podłodze z prawą nogą wyprostowaną, a lewą zgiętą. Lewa przedramię opierało się o zgiętą nogę, zaś prawa dłoń właśnie przeczesywała swoje ciemnobrązowe, krótkie włosy.
Złotooka poszła dalej, bo była pewna, że Anielica dalej idzie za nią, ale ona stanęła i wpatrywała się w więźnia. Ten wzrok wydawał się jej dziwnie znajomy, ale nie pasował do ciała. Na jego twarzy zawitał delikatny uśmiech.
- Długo tak się będziesz wpatrywała? - zapytał z obojętnością.
Ten głos, to spojrzenie, ale to ciało...
- Wydajesz się znajomy - odpowiedziała zaintrygowana brunetka.
- W to nie wątpię. Ale za to dostrzegłaś jakie ciacho koło ciebie chodziło.
- K-koło mnie?! - wydukała ze zmieszaniem. - Ciacho? Chyba żartujesz... Czekaj...
Nagle ją olśniło.
- IGNIS?! - powiedziała, a właściwie prawie wykrzyczała. Mężczyzna się krzywo uśmiechnął na znak potwierdzenia, a Lisice zamurowało.
- Szczerze, to wolę być w lisiej formie. - Podrapał się zakłopotany prawą ręką w kark. - Czujesz? - Zmienił temat.
- Dziwną obecność czegoś? - Towarzysz pokiwał potwierdzająca głową. - No, to tak. A co?
Pojawiły się szepty z nieokreślonego miejsca. Nie dało się określić co mówiły. Niemiły chłód wypełnił powietrze i zdawało się, że pochodnie świecą słabiej. Nagle zza zakrętu wyłoniła się czarna mgła, która płynęła w powietrzu. Miała kształt macki ośmiornicy i była wielkości anakondy. Za nią pojawiły się kolejne. Obecność tego czegoś zdradzał przeszywające ciało szepty. Czarna masa spłynęła na ziemię i w ciągu kilku sekund podłoga pokrywała się mroczna oraz tajemniczą mgłą sięgającą do kostek. Ignis zerwał się na równe nogi i błyskawicznie zjawił się przy kratach.
- Daj rękę - zażądał przyjaciel. W jego głosie wyczuwalna była troska, ale również strach. Brunetka odciągnęła wzrok od zakrętu i spojrzała przerażona na mężczyznę. Oboje oblał okropny chłód. Nie był on typowy jak na przykład w zimie, lecz przeszywający ciało jak ostry miecz, jakby się wskoczyło do wanny, w której były tylko kostki lodu. Zwykła czynność jak oddychanie była niezwykle trudna. Każde cichutkie stukanie pazurów dochodzące zza zakrętu przyprawiało ich o dreszcze. Nastolatka ponownie odwróciła głowę w stronę źródła stukania.
Oczom Penelop ujawnił się ogromny wilk, który zdawał się być mieszanką czarnego ognia z mgłą, która pełzła po podłodze. Białe jak śnieg, pozbawione życia oczy psowatego sięgały nieco wyżej niż oczy dziewczyny (Penelop ma 172 centymetrów wzrostu - tak jakby co). Miał bardzo umięśniony kark... w sumie cały był masywny. Na jego plecach płonął czarny jak bezgwiezdna noc ognień. Jego uszy skierowały się w jej stronę. Powoli odwrócił głowę. Wpatrywał się w nią, coraz bardziej odsłaniając zęby. Pochylił łeb i cały kręgosłup był poziomo ustawiony względem ziemi. Położył uszy. Zdawał się szykować do ataku. Niebieskooka powinna uciekać, ale nie. Strach przeszył jej ciało. Ledwo co chwytała oddech, a tu mowa o jakimkolwiek kroku.
- Dasz mi tą cholerną rękę czy nie?! - wykrzyczał Ignis z wyraźnym zdenerwowaniem. Wyrwało to Lisice ze szponów przerażenia. W oka mgnieniu spojrzała na towarzysza. Trzęsła się ze strachu. Wilk wyczuwając jej strach ruszył do ataku. Kilka metrów przed nią wyskoczył. Wzrok Anielicy powędrował w prosto w paszczę drapieżnika. Już czuła, jak zęby zwierzęcia rozrywają jej ciało lub - co gorsza - pożera ją żywcem.
Czas jakby zwolnił. Przypomniała sobie wszystkie kłopoty spowodowane przez Karolinę. Jak to musiała się tłumaczyć ze zbitego okna w samochodzie lub dlaczego przyszła cała mokra. Przed oczami przemknęła jej mama. Ta sama osoba, która całowała kiedyś główkę, gdy się uderzyło o coś. Ta sama, która przytuliła bo koszmarze sennym. I ojciec. Przypomniał jej się. Wprawdzie go ma, ale pracuje w Stanach i przyjeżdża na Boże Narodzenie lub urlop. Fakt faktem, że wysyła jej i matce jakieś prezenty, ale to nie to samo. Prezent to nie jest przytulenie lub sponiewieranie go po galerii, bo córeczka musi coś mieć na imprezę. Nie miała do niego żalu. Nic z tych rzeczy, tylko brakowało jej jego żartów lub jego przepysznie zrobionej karkówki. Chciało się jej płakać, ale coś ją bardzo mocno ścisnęło za rękę. Gorąc, zimno, gorąc, zimno, m r o k.
Otworzyła oczy. Trzęsąca się ze strachu, błyskawicznie usiadła na... łóżku. Na jej ciepłym i wygodnym łóżku. Rozejrzała się gwałtownie wokół siebie. Sięgnęła po telefon by sprawdzić datę.
- Osiemnasty września. Dwa tysiące dziewiąty. Piątek. Wczoraj był czwartek... to nie był sen. To na PEWNO nie był sen. Pamiętam jak Vantos się koło mnie pojawił i przenieśliśmy się tam - powiedziała sama do siebie. Dziwna gula gardle pojawiła się na myśl o Vantosie. Spędziła bite kilkanaście minut na analizowaniu wszystkiego. Spojrzała na zegarek w telefonie. - ŚWIETNIE! Za piętnaście ósma... Zadzwonię do mamy.
Wystukała numer i zadzwoniła. Matka odebrała dopiero za trzecim razem.
- Mamo...
- Tak?
- Brzuch mnie boli - skłamała.
- "Czy mogę nie iść do szkoły." Prawda?
- Eee... skoro nalegasz - zaśmiała się.
- Eh. Dobrze, ale masz nadrobić zaległości.
- Mówiłam ci już jak bardzo cię kocham?
- Do zobaczenia wieczorem.
- Pa!
Rozłączyła się. Cały czas, aż do południa spędziła czas w pobliskim lesie. Uwielbiała tam chodzić. Ten śpiew ptaków, szum drzew, wydreptana ścieżka i absolutne odcięcie od świata. Mogła spokojnie pomyśleć. Co się właściwie stało? Czy to wszystko to był sen? Nie, na pewno nie. W pewnej chwili cały mózg ogarnęła jedna rzecz - włosy. Miała kruczoczarne włosy. Jak ona się z tego wytłumaczy mamie? Powie, że przefarbowała? I nie ma rudych odrostów? No nic, będzie zmuszona skłamać, że farbuje je zawsze gdy pojawią się widoczne odrosty. No bo co miała jej powiedzieć? "A no wiesz... Byłam w zaczarowanej krainie i poznałam przystojnego władce, który okazał się być Śmiercią i prowadzi wojnę ze smokami. Potem zabiłam kogoś i zaprzyjaźniłam się z lisem, który okazał się również być całkiem niczego sobie... A! No i jestem Anielicą. Pokazać ci skrzydła?".
Napisała do Kary. Przyjaciółka pojawiła się w ciągu kilku minut. Zdyszana i spocona przywitała się z wyraźną ekscytacją.
- Zerwałaś się?
- Taa... No ale moja najlepsza przyjaciółka wróciła z innego świata! NO OPOWIADAJ! - domagała się blondynka wlepiając wzrok w czarne włosy Penelop.
- Ech... no to od początku.
Opowiedziała wszystko co pamiętała, prócz... prócz sytuacji w wieży z Vantosem. Na tą myśl rumieniec wychodził na jej twarzy.
- Karolina.
- Tak? - spytała zatroskanie.
- Nie chcę.
- Czego? - zdziwiła się blondynka.
- Żeby to się stało po raz drugi. Ja.. - przerwała czują mieszane uczucia. - Ja chcę zapomnieć. Mieć normalne życie. Bez magii, bez tajemnic, bez krwi i brutalności. - Prawie się rozkleiła przelatując pamięcią ostatnie zdarzenia.
<DWA LATA PÓŹNIEJ>
- Nawet nie wiesz kogo spotkałam na rozpoczęciu roku szkolnego! Nie wiedziałam, że ten nowy będzie takim CIACHEM! Tylko, że on idzie to trzeciej licealnej , a nie drugiej jak my - ekscytowała się blondynka. Penelop czuła nawet przez telefon, jak przyjaciółkę rozpiera energia. - Żałuj, że nie zostałaś trochę dłużej. ON JEST MEGA PRZYSTOJNY!
- Taaak bardzo żałuję... No opowiadaj!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ekhem:
- Penelop dalej jest singielką
- Już nigdy nie była w tamtym świecie
- Mama również znalazła pracę za granicą (Francja dla ciekawskich :P) czyli bohaterka ma tak jakby własny dom
- Karolina przefarbowała włosy na niebiesko-zielono (zdjęcie poniżej)
- Feliks z Arkiem przeprowadzili się z rodziną do innego miasta
- "Tatuaż" dalej był na jej karku
- Zdarzenia zamieszczone w ostatnich rozdziałach powoli znikały w jej pamięci. Teraz pamięta je, jak przez mgłę.
No to tyle :) Nie bijcie mocno za tą przerwę ;-; A jak wakacje? :)
Nie pasował tutaj. Nie podsiadał śladów tortur, nie miał widocznych kości od wychudzenia, wręcz przeciwnie - zarysy mięśni. Jedyne wystające kości były na jego policzkach i dodawały mu powagi. Patrzył na nią uważnie z kamienną miną swoimi ciemnobrązowymi, wręcz czarnymi oczami. Siedział na zimnej podłodze z prawą nogą wyprostowaną, a lewą zgiętą. Lewa przedramię opierało się o zgiętą nogę, zaś prawa dłoń właśnie przeczesywała swoje ciemnobrązowe, krótkie włosy.
Złotooka poszła dalej, bo była pewna, że Anielica dalej idzie za nią, ale ona stanęła i wpatrywała się w więźnia. Ten wzrok wydawał się jej dziwnie znajomy, ale nie pasował do ciała. Na jego twarzy zawitał delikatny uśmiech.
- Długo tak się będziesz wpatrywała? - zapytał z obojętnością.
Ten głos, to spojrzenie, ale to ciało...
- Wydajesz się znajomy - odpowiedziała zaintrygowana brunetka.
- W to nie wątpię. Ale za to dostrzegłaś jakie ciacho koło ciebie chodziło.
- K-koło mnie?! - wydukała ze zmieszaniem. - Ciacho? Chyba żartujesz... Czekaj...
Nagle ją olśniło.
- IGNIS?! - powiedziała, a właściwie prawie wykrzyczała. Mężczyzna się krzywo uśmiechnął na znak potwierdzenia, a Lisice zamurowało.
- Szczerze, to wolę być w lisiej formie. - Podrapał się zakłopotany prawą ręką w kark. - Czujesz? - Zmienił temat.
- Dziwną obecność czegoś? - Towarzysz pokiwał potwierdzająca głową. - No, to tak. A co?
Pojawiły się szepty z nieokreślonego miejsca. Nie dało się określić co mówiły. Niemiły chłód wypełnił powietrze i zdawało się, że pochodnie świecą słabiej. Nagle zza zakrętu wyłoniła się czarna mgła, która płynęła w powietrzu. Miała kształt macki ośmiornicy i była wielkości anakondy. Za nią pojawiły się kolejne. Obecność tego czegoś zdradzał przeszywające ciało szepty. Czarna masa spłynęła na ziemię i w ciągu kilku sekund podłoga pokrywała się mroczna oraz tajemniczą mgłą sięgającą do kostek. Ignis zerwał się na równe nogi i błyskawicznie zjawił się przy kratach.
- Daj rękę - zażądał przyjaciel. W jego głosie wyczuwalna była troska, ale również strach. Brunetka odciągnęła wzrok od zakrętu i spojrzała przerażona na mężczyznę. Oboje oblał okropny chłód. Nie był on typowy jak na przykład w zimie, lecz przeszywający ciało jak ostry miecz, jakby się wskoczyło do wanny, w której były tylko kostki lodu. Zwykła czynność jak oddychanie była niezwykle trudna. Każde cichutkie stukanie pazurów dochodzące zza zakrętu przyprawiało ich o dreszcze. Nastolatka ponownie odwróciła głowę w stronę źródła stukania.
Oczom Penelop ujawnił się ogromny wilk, który zdawał się być mieszanką czarnego ognia z mgłą, która pełzła po podłodze. Białe jak śnieg, pozbawione życia oczy psowatego sięgały nieco wyżej niż oczy dziewczyny (Penelop ma 172 centymetrów wzrostu - tak jakby co). Miał bardzo umięśniony kark... w sumie cały był masywny. Na jego plecach płonął czarny jak bezgwiezdna noc ognień. Jego uszy skierowały się w jej stronę. Powoli odwrócił głowę. Wpatrywał się w nią, coraz bardziej odsłaniając zęby. Pochylił łeb i cały kręgosłup był poziomo ustawiony względem ziemi. Położył uszy. Zdawał się szykować do ataku. Niebieskooka powinna uciekać, ale nie. Strach przeszył jej ciało. Ledwo co chwytała oddech, a tu mowa o jakimkolwiek kroku.
- Dasz mi tą cholerną rękę czy nie?! - wykrzyczał Ignis z wyraźnym zdenerwowaniem. Wyrwało to Lisice ze szponów przerażenia. W oka mgnieniu spojrzała na towarzysza. Trzęsła się ze strachu. Wilk wyczuwając jej strach ruszył do ataku. Kilka metrów przed nią wyskoczył. Wzrok Anielicy powędrował w prosto w paszczę drapieżnika. Już czuła, jak zęby zwierzęcia rozrywają jej ciało lub - co gorsza - pożera ją żywcem.
Czas jakby zwolnił. Przypomniała sobie wszystkie kłopoty spowodowane przez Karolinę. Jak to musiała się tłumaczyć ze zbitego okna w samochodzie lub dlaczego przyszła cała mokra. Przed oczami przemknęła jej mama. Ta sama osoba, która całowała kiedyś główkę, gdy się uderzyło o coś. Ta sama, która przytuliła bo koszmarze sennym. I ojciec. Przypomniał jej się. Wprawdzie go ma, ale pracuje w Stanach i przyjeżdża na Boże Narodzenie lub urlop. Fakt faktem, że wysyła jej i matce jakieś prezenty, ale to nie to samo. Prezent to nie jest przytulenie lub sponiewieranie go po galerii, bo córeczka musi coś mieć na imprezę. Nie miała do niego żalu. Nic z tych rzeczy, tylko brakowało jej jego żartów lub jego przepysznie zrobionej karkówki. Chciało się jej płakać, ale coś ją bardzo mocno ścisnęło za rękę. Gorąc, zimno, gorąc, zimno, m r o k.
Otworzyła oczy. Trzęsąca się ze strachu, błyskawicznie usiadła na... łóżku. Na jej ciepłym i wygodnym łóżku. Rozejrzała się gwałtownie wokół siebie. Sięgnęła po telefon by sprawdzić datę.
- Osiemnasty września. Dwa tysiące dziewiąty. Piątek. Wczoraj był czwartek... to nie był sen. To na PEWNO nie był sen. Pamiętam jak Vantos się koło mnie pojawił i przenieśliśmy się tam - powiedziała sama do siebie. Dziwna gula gardle pojawiła się na myśl o Vantosie. Spędziła bite kilkanaście minut na analizowaniu wszystkiego. Spojrzała na zegarek w telefonie. - ŚWIETNIE! Za piętnaście ósma... Zadzwonię do mamy.
Wystukała numer i zadzwoniła. Matka odebrała dopiero za trzecim razem.
- Mamo...
- Tak?
- Brzuch mnie boli - skłamała.
- "Czy mogę nie iść do szkoły." Prawda?
- Eee... skoro nalegasz - zaśmiała się.
- Eh. Dobrze, ale masz nadrobić zaległości.
- Mówiłam ci już jak bardzo cię kocham?
- Do zobaczenia wieczorem.
- Pa!
Rozłączyła się. Cały czas, aż do południa spędziła czas w pobliskim lesie. Uwielbiała tam chodzić. Ten śpiew ptaków, szum drzew, wydreptana ścieżka i absolutne odcięcie od świata. Mogła spokojnie pomyśleć. Co się właściwie stało? Czy to wszystko to był sen? Nie, na pewno nie. W pewnej chwili cały mózg ogarnęła jedna rzecz - włosy. Miała kruczoczarne włosy. Jak ona się z tego wytłumaczy mamie? Powie, że przefarbowała? I nie ma rudych odrostów? No nic, będzie zmuszona skłamać, że farbuje je zawsze gdy pojawią się widoczne odrosty. No bo co miała jej powiedzieć? "A no wiesz... Byłam w zaczarowanej krainie i poznałam przystojnego władce, który okazał się być Śmiercią i prowadzi wojnę ze smokami. Potem zabiłam kogoś i zaprzyjaźniłam się z lisem, który okazał się również być całkiem niczego sobie... A! No i jestem Anielicą. Pokazać ci skrzydła?".
Napisała do Kary. Przyjaciółka pojawiła się w ciągu kilku minut. Zdyszana i spocona przywitała się z wyraźną ekscytacją.
- Zerwałaś się?
- Taa... No ale moja najlepsza przyjaciółka wróciła z innego świata! NO OPOWIADAJ! - domagała się blondynka wlepiając wzrok w czarne włosy Penelop.
- Ech... no to od początku.
Opowiedziała wszystko co pamiętała, prócz... prócz sytuacji w wieży z Vantosem. Na tą myśl rumieniec wychodził na jej twarzy.
- Karolina.
- Tak? - spytała zatroskanie.
- Nie chcę.
- Czego? - zdziwiła się blondynka.
- Żeby to się stało po raz drugi. Ja.. - przerwała czują mieszane uczucia. - Ja chcę zapomnieć. Mieć normalne życie. Bez magii, bez tajemnic, bez krwi i brutalności. - Prawie się rozkleiła przelatując pamięcią ostatnie zdarzenia.
<DWA LATA PÓŹNIEJ>
- Nawet nie wiesz kogo spotkałam na rozpoczęciu roku szkolnego! Nie wiedziałam, że ten nowy będzie takim CIACHEM! Tylko, że on idzie to trzeciej licealnej , a nie drugiej jak my - ekscytowała się blondynka. Penelop czuła nawet przez telefon, jak przyjaciółkę rozpiera energia. - Żałuj, że nie zostałaś trochę dłużej. ON JEST MEGA PRZYSTOJNY!
- Taaak bardzo żałuję... No opowiadaj!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ekhem:
- Penelop dalej jest singielką
- Już nigdy nie była w tamtym świecie
- Mama również znalazła pracę za granicą (Francja dla ciekawskich :P) czyli bohaterka ma tak jakby własny dom
- Karolina przefarbowała włosy na niebiesko-zielono (zdjęcie poniżej)
- Feliks z Arkiem przeprowadzili się z rodziną do innego miasta
- "Tatuaż" dalej był na jej karku
- Zdarzenia zamieszczone w ostatnich rozdziałach powoli znikały w jej pamięci. Teraz pamięta je, jak przez mgłę.
No to tyle :) Nie bijcie mocno za tą przerwę ;-; A jak wakacje? :)
MEGA! W ogóle się nie spodziewałam że Ignis to będzie człowiek :O I świetnie opisałaś wspomnienia Penelop. Nie będę ukrywać, ciut mnie zawiodłaś, że tak szybko przeskoczyłaś o dwa lata :< Ale włosy Kary są wspaniale <3 Za przerwę uduszę, ale ogólnie to bardzo bym chciała tak fajnie pisać jak Ty... Jak Ty to robisz? :C Pozdrawiam ~ pierwszy komentarz ^^
OdpowiedzUsuńA! I jeszcze zajebisty wygląd bloga (y)
UsuńJak tak fajnie piszę, jak to określiłaś... Czytam masę książek i od dziecka uwielbiałam pisać jakieś opowiadania. Nawet takie dla siebie :) Ale dalej się uczę, np. opisywać obrazki, bardzo to uczy, jak opisywać dokładnie jakiś wygląd krajobrazu lub osoby. Najlepsza jest metoda płatka śniegu. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! <3
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNareszcie nakłoniłam cię żebyś napisała rozdział! xd Chyba domyślam się kum jest ten przystojniak ze szkoły :D Czekam na scenę, którą mi obiecałaś B) Pisz tak dalej Glucie ;* <3 /JuJu
OdpowiedzUsuńCzekaj, czekaj, aż się doczekasz :)
Usuń